sobota, 19 listopada 2011

Afromental 'The B.O.M.B.'



  Afromental, dla większości zespół kojarzący się z lekkimi kawałkami typu ‘Pray4Love’, lecz ku uciesze jest coraz więcej osób, które były na koncertach i ujrzały prawdziwe oblicze zespołu.  Genialne sekcje gitarowe, klawiszowe, perkusistów (w najlepszym wydaniu na dwa zestawy) i specyficznym wokalem. Specyficznym…gdyż, nie ma na polskim rynku takich głosów, a w dodatku tak dobrze operujących językiem angielskim. Niestety większość ma to za złe zespołowi, ale przecież wiemy, że polski nie jest powszechnym językiem i gdyby Madonna albo Bono urodzili się w Polsce i tak wybrali by śpiewanie po angielsku. Bo to sprzyja karierze, a tym bardziej tej za granicą.
  Album ‘The B.O.M.B.’ jest trzecią płytą zespołu, ale pierwszą w pełni autorską. Dotyczy to zarówno tekstów, jak i muzyki. Nie znajdziemy tu żadnych piosenek promujących film, ani napisanych specjalnie do radia. Długo czekaliśmy na ten krążek (około 2 lat), znaliśmy wiele dat premier, ale w końcu się ukazał. Wszystkich zapraszam do dobrych sklepów muzycznych po zakup tego albumu. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, gdyż wiemy, że muzykę Afromental nie da się zaszufladkować, a co dopiero określić gatunkowo. Ale żeby Was namówić, chyba trzeba ją dobrze opisać.

  Krążek zaczyna się piosenką ‘The Bomb’. W innej wersji niż ta pierwotna, która cały czas była grana na rozpoczęciu koncertu. To jej pierwsze takty były syganełm dla fanów, że czas zbierać siły na resztę koncertu. Jest to najlepsza zapowiedz całości. Już tu usłyszymy głośne gitary i perkusje, a to wszystko podsycone klawiszami i skrzypcami w tle. Nie powiem, wokale są tu mocno ‘podkręcone’, ale do tego wystarczy się przyzwyczaić. Kawałek kończy się ‘dubstepem’, który na koncertach zapewne brzmi cudownie.
Drugą piosenką w kolejce jest ‘Rock&Rollin’Love’. Nie wierzę, ze nie ma osoby, która nie kojarzyłaby tego kawałka. On sam w sobie „prowokuje” do tupania nogą pod stołem lub w autobusie.  To przy tym utworze pewnie nie jedni wybawili się na imprezach. Rock’n’roll w  100 % ! Mimo tego, że kawałek ma ponad rok jest pięknym zwiastunem płyty, dla tych którzy za dobrze Afromental nie znają. A teledysk ? Teledysk przejdzie do historii i żałuję, że nie został jednak do końca doceniony.
Trzeci kawałek to ‘Simple Sounds’. Nie znajdziemy na płycie weselszego kawałka. Uśmiech pojawia się na twarzy przy pierwszych dźwiękach. To jest ten kawałek, który pasuje na każdą porę roku. W szare jesienne wieczory doda otuchy, a w gorące letnie dni pozwoli nam się cieszyć słońcem jeszcze bardziej ! Ukłony dla Śniadego za solówkę, bez niej kawałek nie byłby już tak cudowny.  Dla uczestników I Ogólnopolskiego Zlotu Fanów Afromental znana też jest wersja akustyczna tego utworu. Ale po ‘setnym’ przesłuchaniu płyty, jednak tą wersję stawiam najwyżej.
Czwartą piosenkę znamy dobrze. Leci na okrągło na Vivie i w niektórych stacjach radiowych. Tegoroczny singiel ‘Rollin’ With You’. Jak dla mnie kawałek nie oddaje płyty, ale na pewno jest typowo Afromentalowy. Radiowy kawałek na bardzo wysokim poziomie muzycznym z ‘wkręcającym’ się refrenem…przecież o to chodzi w singlach ! (Osobiście bardziej polubiłam kawałek po dedykacji, jaka została dodana, gdy teledysk wypuszczono w Internet)
Następnie mamy ‘Fly Away’. Mój faworyt jako kolejny singiel. Połączenie fajnego tekstu z cudowną muzyką. Budujące się napięcie, które daje upust w refrenie. To tu dostrzegam podobieństwo głosu Wojtka do Michaela Jacksona.
 ‘Naughty By Danager’ rozpoczyna się dźwiękiem mi osobiście kojarzącym się z kołyskami z horrorów.  Ale dopiero początek zabawy. Jak sam tekst mówi ‘Hypnotizing sounds, they're going straight into your head ’. Dźwięki wwiercają się w głowę jak tylko mogą. Zaczynając od ‘niedokończonych’ taktów gitary, po bardzo zmysłowe zaśpiewanie każdej zwrotki tekstu, zarówno przez Tomsona jak i Wozza. A kończąc na tym, co „tygryski lubią najbardziej”. ‘KARATE BASSTARDS ‘, czyli Baron i Robert Krawczyk, obdarowują nasze uszy wgniatającym się w psychikę Dubstepem, Dubstepem przez duże D, gdyż, jest na wysokim poziomie. Mogłabym powiedzieć, że nawet na poziomie Skrillexa, Kill The Noise albo Zomboya. To ten kawałek będzie „żarł” na koncertach !
Następnie mamy ‘Killa Mode Skit’, relaks, odpoczynek, itp. Klimatem przypomina  ‘Gangsta Nation’ Westside Connection. Wielkie pokłony dla Tomsona, za to, co robi głosem w tym numerze - niczym wielki czarny raper.  Kawałek kończy się, lecz jeszcze raz zaczyna na jakieś 30 sekund, by zapowiedzieć nam…
‘…To The End’, to ta piosenka rozpoczyna się mocnymi taktami klawiszy. Zamykając oczy i słuchając refrenu, można wyobrazić sobie wielką halę typu Ergo Arena, kilkadziesiąt tysięcy fanów, wszystkich śpiewających i zdzierających gardła: „We gonna fight, gonna fight, gonna fight to the end!”. Pokładam w tej piosence wielkie nadzieję na zostanie hymnem koncertów ! Mało kawałków ma taką moc i ‘obraz’ reprezentacji i dumy w dźwiękach.
I mamy kolejny odpoczynek. ‘I’m Right Here’, osobiście strasznie długo przekonywałam się do tego kawałka. Wiele razy go ominęłam, gdy słuchałam płyty, lecz potem jednak wracałam do niego. I powiem Wam, że to jest właśnie ten kawałek Afromental, do którego będzie się od czasu do czasu wracać. Ze względu na spokojność i rozkosz jaką niesie. Ania Karwan udowodniła tu, że jest posiadaczką cudownego głosu.
‘Thing we’ve Got II’, kontynuacja jedynki. Z pierwszymi dźwiękami skojarzyłam głos Tomsona z Everlastem. Może to tylko złudzenie, ale 4 pierwsze wersy tak właśnie dla mnie brzmią. Każdy fan wie, że „jedynka”’ tego kawałka jest jednym z najlepszych starych kawałków Afro. Ale ten też zasługuje na to miano, mimo, że jest inny.
No i nadszedł czas na ‘Love song, not’. Piosenka ‘rodzinna’ ze względu na zaproszonych gości. Na saksofonie usłyszymy Piotra Barona, a na bębenkach Jose Torresa. I to właśnie bębenek tworzy podstawę tego kawałka razem z gitarą. Spokojne wokale dodają uroku. A tekst nastraja bardzo miło. Od zawsze byłam i będę fanem saksofonu, a w tym kawałku jest tym bardziej cudowny !
To nadszedł czas na „rozpierdziel” - “We are the Lumberjaxxx/We love you Lumberjaxxx”. Piosenka zaczyna się krótką „sceną/wstawką” (słyszymy w tle muzykę z radia i odgłos zapinanego rozporka), od razu po niej wchodzi mocny bas. Ten kawałek jest numerem jeden na tej płycie. Niegrzeczny tekst, a do tego mocny rozwalający bit. Klimat trochę jak ‘LMFAO’. Ale wniosek jeden…Wszyscy zostańmy drwalami J
Tak, tak, tak ! ‘Rise of the rage’, dla fanów to po prostu ‘Wojna’. Kawałek zagrany tak jak na koncertach i to jest w nim piękne ! Na samym początku możemy usłyszeć wyraźnie werble. To one są w tym kawałku najważniejsze. Bałam się tego kawałka, przez to przyzwyczajenie do ‘koncertówki’. Ale nie ma nic cudowniejszego, niż słuchać tego i przypominać sobie koncerty. Gdy mimo braku sił, znajdywało się jednak jej odrobinę na ten kawałek. Wszystko kończy się solówką Barona…piękne podsumowanie piosenki, przed ostatecznym pier**lnięciem. Tej piosenki nie da się nie uwielbiać !
‘It's my life’, to ten kawałek doprowadził wielu do łez. Tekst, muzyka, chór, genialna zwrotka VNM-a. Kolejny kawałek z którego słychać dumę. Już w pierwszych taktach serce rośnie wraz z człowiekiem, a chór w refrenie powala na łopatki.  Tego kawałka nie da się opisać...jego trzeba usłyszeć !

      Koniec płyty, ale nie koniec słuchania. Jestem pewna, że ta płyta będzie jedną z najważniejszych w moim życiu. I nie tylko dlatego, ze jestem fanką zespołu. Ale dlatego, że jest inna na polskim rynku i mam nadzieję zwiastuje rewolucję ! To już nie Afromental z czasów ‘Pray4Love’, to w pełni dojrzali faceci, którzy wiedzą jak mają wyglądać ich kawałki i nie poddają się niczyjej presji. I oto oni są przykładem spełniania marzeń i dążeniu do tego ! Kupujmy płytę i zarażajmy innych tą muzyką !